Witam.
Zachęcony bardzo pozytywnymi komentarzami za moją ostatnią historię
(Znajdziecie ją tu: http://forum.tibia.org.pl/showthread.php?t=293099)
postanowiłem napisać kolejną.
Nie jest ona z nią powiązana fabułą.
Oczywiście moderatorów proszę o nie kasowanie tematu, gdyż nie jest to praca pisana w 5 minut i bardzo się do niej przyłożyłem, a użytkowników forum o szczere komentarze.
Przygoda zdarzyła się w święta.
Dedykuję ją wszystkim PRO playerom. :)
Zaczynamy~!
3
2
1
Wyprawa po skarby.
Siedziałem raz w karczmie i chlałem browary.
Stąpałem myślami po tęczy mych marzeń.
Wnet dosiadł się do mnie sędziwy mag stary
I spytał uprzejmie: „Czy głodny pan wrażeń?”.
Spojrzałem na starca. Wyglądał uczciwie…
Ma szczere intencje – po cichu myślałem.
Z wrodzonym spokojem zmoczyłem dziub w piwie,
A gdy się napiłem, stanowczo spytałem:
- O jakie wrażenia ci chodzi dokładnie?
Nie dane dziś myśleć o walce, łomocie…
- Nikomu rzecz jasna włos z głowy nie spadnie.
Chcesz stać się bogaty i kąpać się w złocie?
- A kto by nie zechciał? Co za pytanie!
Lecz cóż to mam zrobić, by zostać bogaczem?
Czy masz dla mnie jakieś specjalne zadanie?
- Odetchnij spokojnie, gdyż już ci tłumacze:
Słyszałem pogłoski, że w Thais jest Święty.
Zatrzymał się w barze, by wypić jednego
I grzecznym mieszczanom rozdaje prezenty,
Więc idź po swój przydział lecz nie czyń nic złego.
- A co za prezenty staruszek rozdaje?
- Świnie po brzegi pieniędzmi wypchane
I inne bogactwa ze swojego wora,
Każdego biedaka wyciągnie on z nędzy.
- Niesamowite… Na mnie już pora!
W pośpiechu wybiegłem by ruszyć już w drogę,
Marzyłem niezwykle o darach dziewiczych,
Marzenia i cele sposobem na trwogę
Lecz cóż mi po celach bez mikstur leczniczych…
Doszedłem do mostku na zachód od miasta.
Spotkałem łobuzów co puścić nie chcieli.
Robili problemy – gniew we mnie narastał,
Gdy kasy nie dałem, to bić mnie zaczęli.
Zacząłem uciekać na pola chaosu
By schronić się cało w bezpiecznej świątyni,
Gdzie kapłan poczciwy wyleczy mnie z ciosów
I żaden nie wejdzie, co ludziom źle czyni.
Mijając cyklopy i inne stworzenia,
Zbierałem wciąż ciosy i prawie umarłem!
Widziałem już miejsce swojego schronienia!
Dwa kroki… i kroczek…. I w końcu dotarłem!
Ah cóż za uczucie to było cudowne!
Wiedziałem, że dalej powiodę swą dolę.
Buhaahahshahdajhdfah – krzyknąłem wymowne,
Frajerom co na mnie czekali na dole.
Tuż obok stał rycerz. Byliśmy we dwoje.
Zadałem pytanie. Cóż, będzie jak będzie.
- Czy masz może sprzedać lecznicze napoje?
Wyrzucił mi worek i rzekł: „To w prezencie”.
Spojrzałem na niego i aż się wzruszyłem.
- Zatrzymam wojaków, ty dokończ wyprawę.
Z głęboką wdzięcznością znów w drogę ruszyłem.
Czy dojdę do końca? Za prawdę, ciekawe…
Przyrzekłem, że chociaż przez życie dobity,
To dojdę do celu i znajdę palanta!
Lecz znów się objawił mój fart wyśmienity,
Gdyż właśnie spotkałem pająka giganta.
Szeroki na metry, masywny i duży,
Człeptając cichutko w mą stronę już kroczył.
Ósemka ohydnych, obślizgłych odnóży
Sprawiła, że w strachu zamknąłem swe oczy.
Wołają mnie „Dzielny”, gdyż słynę z odwagi.
Nie raz już bywałem w kłopotach niemałych,
Więc wstydem by było by w sprawie tej wagi
Zostać zabitym i pozbyć się chwały.
Zacząłem doń rzucać włóczniami uparcie,
A pająk pluł śluzem i walczył ofiarnie.
Coś czułem, że jednak dziś przegram to starcie,
Gdyż w świetle miksturek widziałem się marnie.
Zostało niewiele z butelek co miałem,
Wypiłem następną a pająk uderzył.
Już miałem umierać… już prawie leżałem,
Lecz potwór gdzieś zniknął a jam cudem przeżył.
Nie bardzo wiedziałem co właśnie się stało.
Czy rywal mój nie zniósł powietrza pustyni?
Lecz jedno jest pewne – wyszedłem stąd cało
I dalej mam prawo winności swe czynić.
W pięć minut niecałe dobiegłem do celu.
Obfity w siniaki, zmęczony, półżywy,
Wleciałem do karczmy gdzie było niewielu,
A pośród nich krasnal – spasiony, leniwy.
CHCE DOSTAĆ SWÓJ PREZENT!! – krzyknąłem w rozpaczy.
Mikołaj nie wiedział ilem się wymęczył.
Po chwili niedługiej do wora zobaczył.
Z uśmieszkiem na twarzy paczuszkę mi wręczył.
Nadeszła ta chwila, gdzie lęki i bóle
Odeszły w niepamięć! Już folie rozdzieram.
Otwieram kokardkę z pośpiechem lecz czule,
I z wielką nadzieją pudełko otwieram…
Upadłem z wrażenia gdy to zobaczyłem!
Co przygód przeżyłem? Już lepiej nie wnikam…
Pół świata na pieszo w męczarniach przebyłem
By dostać pieprzone... LUDZIKI Z PIERNIKA!!
Pamiętaj wędrowcze:
Matką głupich jest nadzieja,
Zamiast w szczęście wierzyć ślepo,
Lepiej pobaw się w złodzieja
I okradaj noobów w depo.
Mam nadzieję, że się podobało. :)
Otwarty na komenty
#Down
Przecież tylko takie tu umieszczamy ^^
Zakładki